Wolin cz. 3

Część trzecia i ostatnia. Pożegnanie z Wolinem. Przynajmniej na jakiś czas, nie wiem jak długi…
Mamy teraz trochę wolnego czasu, bitwa dopiero o 16. Wojowie robią sobie rozgrzewkę (nie wiem, czy to odpowiednie słowo), toczą się bitwy o most. Chwilę popatrzeliśmy i nam się też zrobiło gorąco. Ale było chyba ponad 30 stopni… 🙂

Można jeszcze pochodzić. Pooglądać. Zdobywam zimną colę. Sączymy powoli, ciekawie się rozglądając. Wojowie przed bitwą omawiają różne sprawy. Pewno tę, jak jej tam, strategię i inne takie. Ja się nie znam, a podsłuchiwać nie wypadało. 🙂

Potem idziemy na brzeg, miała być inscenizacja: „Przybycie Wikingów do Vindlandu”. Rozglądamy się za łodzią z Palnatokim. Ale podpływa inna. Pełna drastycznie pomarańczowych kapoków – turyści. Obok mnie staje młody człowiek i pyta czy nie mam ochoty sobie popłynąć. Pytam Juniora – oczywiście pełna akceptacja. 🙂 Płacę przystojnemu kusicielowi i biorę kapoki. Teraz trzeba wejść na pokład, trafiając tam gdzie trzeba, a nie obok łodzi. Mam już w oczach panikę. Dziecko ktoś bierze na ręce i po problemie. Ja mam przed sobą ciągle ruszającą się burtę i nierówny brzeg, z którego muszę wcelować stopą w tę wąską deskę. Na moje rozpaczliwe: „Proszę o pomoc” widzę wyciągniętą dłoń wioślarza. Zaciskam zęby i niemal kucając opuszczam stopę, starając się nie myśleć, że mam sandały i podeszwa może okazać się za śliska… Uff! Udało się. Rozglądam się za miejscem i lokuję się z Małym na pokładzie. Ławek nie ma siedzi się wprost na pokładzie, burty są dość niskie. No dobra, koniec marudzenia. Sternik wydaje polecenia i ruszamy. Po chwili zapominam o niedogodnościach i rozkoszuję się przejażdżką. Przez chwilę przebiega mi przez głowę myśl, że chętnie usiadłabym… przy wiośle. Ciekawe czy bym umiała? Zazdroszczę im tego.

Z daleka widzę, jak wiele jest namiotów.

Po emocjach muszę trochę psychicznie odsapnąć. 🙂 Łazimy sobie swobodnie. Co chwila coś lub ktoś zwraca naszą uwagę. Synkowi podoba się „plecak”. Pewno dlatego, że jest przy nim futerko. 🙂

Ja znowu widzę znajomą twarz. 🙂 Chociaż udaje mi się zrobić zdjęcie tylko futerka. 🙂

Z daleka widzę żercę. Węszę okazję do popytania i posłuchania, więc kieruję się w tamtą stronę. Dobrze trafiłam. Żerca opowiadał bardzo ciekawie, chętnie odpowiadał na pytania, nie protestował na widok aparatu. Zebrała się grupka fajnych osób i trochę się pośmialiśmy.

Zerkam dyskretnie na zegarek. Pora już zająć sobie jakieś miejsca, żeby popatrzeć na bitwę. 🙂
Najpierw strażacy przygotowują pole bitwy. Korzystają z tego chętnie znużeni upałem turyści. 🙂 A dzieciaki biegają z piskiem w strugach wody. Junior też pognał. Wrócił mokrzuteńki. I bardzo szybko wysechł. 🙂

Zaczynają przychodzić wojowie.

Ustawiają się w dwóch rzędach naprzeciwko siebie.

Na wielkim bębnie zaczynają wybijać rytm. Wzrasta napięcie. Robi się coraz goręcej.

Najpierw występują harcownicy. Potem wreszcie zaczyna się oczekiwana bitwa. Jak zwykle akcja toczy się szybko i momentami nieprzewidywalnie. Nagle część wojowników jest tuż przed nami. Musimy prędko zmykać. Podwójna bariera nie daje stuprocentowej ochrony. Zwłaszcza, że nagle znajdujemy się w zasięgu mieczy… Ale już dobiegają ci, którzy starają się nad tym nieco zapanować i możemy wrócić na swoje miejsca.

Okazuje się jednak, że kiedy stoimy tuż za plecami walczących, to odbiór jest zaledwie cząstkowy. Najlepiej przydałoby się coś w rodzaju amfiteatru. Skoro bitwa traktowana jest jako widowisko, to dobrze byłoby zapewnić mu odpowiednią oprawę. A tak, to ciężko się w tym wszystkim połapać. Od razu widać, że służby ratownicze są w uprzywilejowane. Nie każdy może wejść na wóz strażacki. 🙂

Po bitwie pora się zbierać. Jeszcze krótka rundka między kramami, kilka ostatnich sprawunków. I dodatkowy akcent. To przecież 1 sierpnia. Godzina 17. I nagle cały ten tłum zastyga w miejscu, powoli cichnie, słychać bicie dzwonów, wycie syren, wojowie grają na rogach. Jest niezwykle wzruszająco, przejmująco. Po chwili wszystko wraca do normy. Tłumaczę przejętemu synkowi co to było. W takim tłumie wrażenie jest niesamowite.
Ale czas biegnie nieubłaganie i kierujemy się do wyjścia. Idziemy przez most. Oglądam się na wioskę. I czuję jak bardzo jest gorąco. Taki upał… Pocą mi się nawet oczy… Odwracam się i idę na parking. Coraz dalej od tego gwaru, odtwórców, kramów, namiotów. Coraz dalej…
Czas wracać do rzeczywistości…

Pozdrawiam serdecznie 🙂
Grażyna

16 uwag do wpisu “Wolin cz. 3

  1. Ktoś z wojenników dawniejszych napisał, że bitwa prawdziwa jako żywo mu się kojarzyła z pożarem w burdelu w czasie powodzi i jak widzę, nawet inscenizowane, niebezpiecznie skręcają w tę samą stronę…:)
    Kłaniam nisko:)

    Polubienie

    • W Ogrodzieńcu taką bitwę widziałam właśnie z góry – zupełnie inaczej się to odbiera.
      Tyle że ja zawsze mam szczęście stanąć w takim miejscu, do którego dotrą wojowie. Tam też musiałam zmykać. 🙂 I przy pojedynku indywidualnym podobnie – tam w dodatku bariery były słabiej umocowane i wojowie runęli na nas razem z barierką. 🙂

      Polubienie

  2. Moja przyjaciółka tam tez była. W upiornym skwarze wojowie nakładali kolejne warstwy odzienia, na to zbroję i juz na sam widok można było spłynąć potem :-). A bili sie podobno do krwi ( pierwszej, mam nadzieję ). Atrakcyjne wakacje mieliście ! Serdeczności !

    Polubienie

    • I jeszcze te futra na wierzchu. Może przez to zbroja mniej się nagrzewa? 🙂 Ale oni sobie świetnie z tym radzili. To oprócz tego, że grzeje, to jeszcze sporo waży. Sama kolczuga to 10 kg. 🙂 A oni w tym walczyli, biegali. Niewiasty w przerwach podawały im wodę, w ilościach hurtowych. 🙂
      Faktycznie, pomoc po takiej bitwie się przydaje, ratownicy muszą być obecni. To nie jest wyreżyserowane. Upał i adrenalina robią swoje. Zdarza się, że kogoś poniesie… Ci faceci bez uzbrojenia, półnadzy, z takim drągami, starają się nad tym zapanować, a mają często trudne zadanie.:)
      Polecam na You Tube film z Wolina: https://www.youtube.com/watch?v=ytdWALr7VLY
      tam jest właśnie wypowiedź na ten temat.
      Serdeczności 🙂

      Polubienie

  3. Pamiętam Twój zachwyt poprzednim pobytem, poza sezonem i cieszę się ,że ten festiwalowy Cię nie zawiódł a nawet wręcz przeciwnie.

    Polubienie

  4. Nie lubię pożegnań…ale te z czystą przyjemnością (żeby nie powiedzieć inaczej jaką,bo mogą nieletni czytać) poczytałam 🙂

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do ~Grażyna Anuluj pisanie odpowiedzi