O Biskupinie będą dwa wpisy. Jeden to warsztaty, a drugi – to Biskupin bez turystów. Muszę się nim pozachwycać, bo podczas festynu nie mogłabym tego zobaczyć.:)
Pora na sprawozdanie z warsztatów tkackich.:) W zeszłym roku za późno się zorientowałam. W tym wreszcie pojechałam. Oczywiście miałam tremę. Wprawdzie próbowałam tkać krajki na bardku i na tabliczkach, ale teraz się dziwię, jakim cudem mi się to udało.:))) Zajęcia mieliśmy w chatach łużyckich, tych długich. To najbardziej rozpoznawalne budowle biskupińskie. Kiedy na dworze było gorąco – w chacie panował przyjemny chłód. Kiedy padał deszcz – dach z trzciny sprawdzał się znakomicie.:)
Chata z wyposażeniem. Ławy nakryte skórami okazały się bardzo wygodne. W ścianach pełno było różnych kołków, bardzo przydatnych podczas pracy.:) Wisiały tam najrozmaitsze przykłady plecionek i tkanin, wykonanych różnymi technikami i z różnych materiałów.
Najpierw wykład pani doktor Agaty Ulanowskiej z archeologii włókiennictwa. Odkrycia, surowce, z których pozyskiwano włókna do najrozmaitszych materiałów. Bo przecież używano nie tylko tkanin, ale także rozmaitych plecionek, sznurów, sieci itp. Potem pojawiły się surowce i narzędzia dla nas.:) Kosze z wełną, którą musieliśmy sobie przygotować do przędzenia. Bo to był pierwszy etap naszej nauki.
Jednym z narzędzi rozluźniających wełnę, była rama z kratką, wełnę rozluźniało się na tym umiejętnie… waląc ją kijkami.:) Można też było zrobic to ręcznie.:)
Po przygotowaniu surowca dostaliśmy przęśliki z wrzecionami. Takie kółko gliniane na patyczku. W skrócie.:) Jakoś nie mam zdjęcia z warsztatów. Znalazłam zdjęcie mojego, który sobie kupiłam w Wolinie w zeszłym roku, to tu pokażę, żeby było wiadomo, o co chodzi.:)
Po czym mogłam już zanucić moją wersję piosenki: „[…] przędą sobie, przędą… kosmate sznureczki”.:))) Nie mogę nucić o dzieweczkach, bo wśród nas był jeden pan.:) Jako uczestnik czynny. Drugi był bardziej jako uczestnik bierny, ponieważ był głównie opiekunem swoich córek, które dzielnie brały udział w zajęciach.
Na tym zdjęciu trochę widać przęślik i wrzeciono, ale kiepsko. Jest inny w kształcie niż ten mój.
Szamotanie się z przędzą wcale nie jest takie łatwe. Wełna tylko z wyglądu jest milusia, puchata i delikatna. Kiedy trzeba z niej wyciągnąć równą i cienką nitkę, to, skubana, stawia dzielny opór.:) Niektórym szło to całkiem nieźle. Ja już się ucieszyłam, kiedy udało mi się to w ogóle skręcić. Potem trzeba było to, co uprzędliśmy, podzielić na dwie części i skręcić podwójną nić (u mnie sznurek).
Następnym etapem było tkanie. Dostałyśmy gotowe nici, bo nie wyobrażam sobie tkania z tego czegoś, co osadziło się na moim wrzecionie.:))) Najpierw oczywiście wykład o technikach tkackich. Przed nami były trzy narzędzia: bardko i tabliczki oraz warsztat pionowy. Tutaj pojawiały się nowe narzędzia i przedmioty pomocnicze, jak na przykład gliniane obciążniki do krajek i osnowy.
Ponieważ miałam już kiedyś w ręku bardko i tabliczki, a zajęcia mieliśmy w jednym pomieszczeniu, to bezczelnie wprosiłam się do grupy zaawansowanej na wzór wyciągany na bardku i bardziej skomplikowany na tabliczkach. I od razu się wystraszyłam, czy dam radę, bo ja właściwie uczyłam się sama, nikt mi nie wytłumaczył, jak to powinno wyglądać. Nawlokłam sobie nici, zostałam przywiązana do bardka. Ponieważ stałam w dobrym miejscu, to na moim bardku pokazywano jak to ma wyglądać. Same dłonie, bez czółenka, stres. Ale powoli, powoli, zaczęłam rozumieć, na czym to polega i jakoś poszło.:)
Po przerwie przyszła pora na tabliczki i sympatycznego nauczyciela. Dostaliśmy schemat, wręczono nam tabliczki i kazano wybrać i nawlec nici. Drobnostka, jeśli pominie się fakt, że trzęsą się ręce.:) Potem usłyszałam: „O, to może tutaj panią powieszę”. Oczywiście chodziło o moją krajkę, ale zrobiło się wesoło.:)) Zresztą ogólnie było wesoło, nastrój był bardzo pogodny i sympatyczny. Czasem zapadała cisza, kiedy w skupieniu liczyło się nici, obroty i inne takie, ale ogólnie ciągle rozmawialiśmy. Panie cierpliwie znosiły nasze liczne pytania, odpowiadały wyczerpująco. Właściwie cały czas czegoś się uczyliśmy.
Tak wyglądała moja wisząca krajka. W tym miejscu porzuciliśmy wzór główny, bo okazało się, że przy tym rozkładzie nici można uzyskać rozmaite wzory, miałam wolną rękę i mogłam sobie eksperymentować, układając dowolnie tabliczki, według własnego pomysłu. Cała mi się nie zmieściła na zdjęciu. Tabliczki są związane, żeby się przypadkowo nie przesunęły czy przekręciły.
No i wreszcie „nadejszła wiekopomna chwila” i pojawiły się w chacie warsztaty pionowe. Ten bliżej, to ten, na którym tkałam. Serio – to są warsztaty tkackie.:)
Tutaj już z rozpoczętą robotą. Prawda, że zupełnie inaczej wygląda? A potem kilka szczegółów. Ten kubeczek, to moja „trzecia ręka” – przytrzymywał mi nić wątku.:)
Tutaj już praca na ukończeniu. Nie jest to duży kawałek tkaniny, ale już jest. Mój pierwszy.:) Podczas pracy okazało się, że w jednym miejscu nici są mocniej napięte, co wywoływało nierówną linię splotu. Jest na to metoda: z boku dodaje się kliny i wyrównuje się.
Ogólnie zajęcia bardzo mi się podobały. Atmosfera była bardzo sympatyczna, było sporo śmiechu, nikt nie wymagał od nas poziomu mistrzowskiego przy pierwszym obrocie tabliczek, można było spytać o wszystko. No i tego mi właśnie brakowało: teorii, techniki, sposobów. Jestem bardzo zadowolona, no i, przyznaję, dumna z tego, że się odważyłam pojechać i coś mi się udało nawet zrobić.:) A Biskupin, nawet w deszczu, jest piękny i klimatyczny.:) I o nim muszę choć trochę napisać w następnym poście.:)
Pozdrawiam serdecznie:)
Grażyna
Gdy byłem mały, to pamiętam że w szopie stały takie ogromne ramy z drewna i to podobno był warsztat tkacki? Na strychu leżały takie ramki z drutami do tego warsztatu i różne jeszcze drobniejsze rzeczy. Te druty zardzewiały w końcu i rozsypały się, tylko drewniane ramki jakiś czas się walały po obejściu, aż wreszcie poszły na podpałkę. A warsztat robaki przeżarły – dosłownie! No i tez poszedł do pieca! 😦
Nigdy nie widziałem jak to wszystko działało, a szkoda! 😦
PolubieniePolubienie
Faktycznie, szkoda. Ale to był warsztat nowocześniejszy, a tu, widzisz, same patyki i żerdzie.:)
PolubieniePolubienie
Witaj.
to teraz trzeba się brać do roboty i tkać tkać tkać…….
Krajki opanowalaś świetnie, teraz trzeba tylko doskonalenie zawodowe robic… 😉
a gdzie nasza alpaka? pozdrówka
PolubieniePolubienie
Robię przegląd wełny i zabieram się do roboty. Mam przędzę, może spróbuję coś z niej wysnuć?:)))
Alpaki będą w następnej części o Biskupinie. Żeby je ładnie było widać, bo z tego i tak długi wpis mi wyszedł.
Szukam w domu miejsca na powieszenie krajki.:)))
Ale przyznaję, że ta praca daje niesamowitą frajdę.
Pozdrawiam:)
PolubieniePolubienie
Kurczę, chętnie wzięłabym w tym udział. Kręcą mnie takie sprawy.
PolubieniePolubienie
Tak właśnie myślałam.:)) Następne warsztaty w Biskupinie będą prawdopodobnie w lipcu. Weź sobie umieść gdzieś „pod ręką” link do strony Biskupina i zaglądaj czasem. Plakat pojawia się zwykle dużo wcześniej.
PolubieniePolubienie
Nigdy nie mogłam się połapać w takich robótkach gdzie trzeba uważać i cos liczyć. Jak patrzę na Twoje zdjęcia to chylę czoła, nie dałabym rady.
Warsztaty fajne, dobrze, że takie robią dla pasjonatów.
PolubieniePolubienie
Ja też nie przepadam za liczeniem, ale przyjemność pracy równoważy tę niedogodność. Nawet bym powiedziała, że liczenie nie przeszkadza.:)
Początkowo się bałam, że to tylko dla odtwórców, ale okazuje się, że nie tylko. Nie było nas dużo, ale fajni ludzie.:)
PolubieniePolubienie
Już Ci zazdroszczętych warsztatów. Zawsze myślałam, że nauczę się tkać i to będzie moja odskocznia od codzienności. Nie wyszło i tylko szydełkowanie zostało. A tak mi się marzył własny gobelin…
Serdeczności.
PolubieniePolubienie
Ja próbuję różności. Odkąd zaczęłam jeździć na festiwale i poznałam odtwórstwo to zafascynowało mnie tkactwo. Coś mnie do tego ciągnęło. Najpierw krajki, teraz warsztat.
Ja marzyłam o samodzielnym przejściu przez wszystkie etapy: od wełny do krajki. Ale teraz widzę, że to długa i skomplikowana droga.:)
Serdeczności
PolubieniePolubienie
Krótko napiszę: „Jestem pełna podziwu dla Ciebie”.
I nie zrażaj się trudnościami.
Serdeczności
🙂
PolubieniePolubienie
Jak to mówią: „Nie od razu Kraków zbudowano”.:)))
Serdeczności:)
PolubieniePolubienie
Lubię rękodzieło, jak wiadomo, ale toto przerazające. Ciekawe, do jakiego punktu bym doszla i nie chodzi o cierpliwośc, jeno umiejetności
PolubieniePolubienie
Cierpliwość i chęć to podstawa.:)))
Niedaleko Wrocławia jest Ryczyn – informacja jest w linkach po lewej stronie. Jakbyś chciała to z bliska zobaczyć, to tam są bardzo sympatyczne osoby, możesz popytać, zobaczyć jak to wygląda.:)
PolubieniePolubienie
Byłam w Biskupinie wieki temu i jedyne co pamiętam, to fakt, że ukochanemu Wychowawcy podłożyłam nogę, za co wylądowałam w ogromnej kałuży…;o)
PolubieniePolubienie
No wiesz!…:)))
Ja pierwszy raz byłam daaawno, jeszcze w podstawówce. Wtedy były tylko te długie chaty. Teraz jest dużo więcej. Warto to zobaczyć.:)))
PolubieniePolubienie
Z całą pewnością nie moja to bajka i jedynie podziwiać mogę cierpliwość i zapał:) Oraz reformy na blogu docenić, bo to dokładnie to, co mi się roiło…
Kłaniam nisko:)
PolubieniePolubienie
:)))
Sugestie zawsze mile widziane. Jeżeli tylko jest to w ramach moich możliwości, to z nich korzystam.:)
Pozdrawiam serdecznie:)
PolubieniePolubienie
Teraz inaczej będę patrzyła na mój tkany hamak, bo wydawało mi się dotąd, że przepłaciłam a to widzę żmudna praca. Gratulacje Grażko!
PolubieniePolubienie
To z daleka z reguły wygląda na łatwe i proste.:))) Ale daje satysfakcję, jak się z tym zmierzy.:)
PolubieniePolubienie