XXII Festyn Archeologiczny w Biskupinie – cz. 3

Część trzecia i ostatnia. W tym roku.:))) Taki spokojny spacer. Zaliczanie tradycyjnych punktów programu. Czasem, owszem, trzeba było nieco podbiec, dopić w biegu kawę… No ale tam są odległości.:))) Jeśli chce się zdążyć na określony punkt programu, to trzeba liczyć dojście. W tłumie to nie zawsze jest łatwe.:)
Poprzednio pokazywałam rezerwat podczas warsztatów tkackich. Cicho, pusto, przyjemnie. Teraz było to skojarzenie ula z mrowiskiem. Kolorowe, hałaśliwe, ruchliwe. Puste przestrzenie wypełnione są kramami, namiotami, ludźmi…

Zestawiłam dwa przykłady. Jedno to kuźnia. Nawet udało mi się wyczaić moment z małą ilością ludzi. A drugie, to widok na samotną chatę. Na tym drugim zdjęciu widać czubek tej chaty…:)))

No i nie ma oczywiście króliczków. Nie byłam dociekliwa, do garnków w ogniskach nie zaglądałam…:)))
Po jeziorze pływała łódź wikińska.

Ponieważ taką atrakcję moja rodzinka zaliczyła w Wolinie, to tym razem namówiłam ich na rejs „Diabłem weneckim”. Miły, spacerowy stateczek. Okazało się, że to był pomysł trafiony. Ponieważ pogoda dopisała, to widoki były piękne. Na brzegu stał sobie ktoś i robił zdjęcia. Nam też. A my jemu. Wesoło było.:))) Z tej perspektywy słynna wieża biskupińska wyglądała pięknie. Z drugiej strony pomykała ciuchcia.:) To zostawiliśmy na następny rok. No w dwa dni naprawdę ciężko wszystko obejrzeć i należycie ocenić. Trzeba dokonywać selekcji.:)

Oczywiście punktem obowiązkowym były koncerty, występy i walki wojów. Bez tego nie dało rady.:))) Nasz ulubiony Comhlan – tańce irlandzkie i szkockie.

Podziw, zwłaszcza męskiej części publiczności, wzbudził pojazd saperów. Obejrzano go i obfotografowano dokładnie. Jechał migając sobie wesoło. Czasem włączył sygnał. Natomiast panowie z karetki, jadąc w okolice pola bitwy, poradzili sobie inaczej. Ten obok kierowcy dorwał się do mikrofonu i zamiast charakterystycznego ryku syreny, usłyszeliśmy nagle głośne: „Piiip, piiip!” I inne takie.:))) Turyści przeganiani z drogi w ten sposób wykazali się pełnym zrozumieniem i poczuciem humoru.:)))

Walki też są obowiązkowe. Wojowie prezentowali się godnie, walczyli dzielnie. Podziwiam, bo było dość ciepło, a pole bitwy było w pełnym słońcu. Ponieważ w ferworze walki wojowie nie za bardzo patrzą pod nogi, to najlepszym sposobem zalegania pola dla poległych, jest zwinięcie się i przykrycie tarczą. Wtedy takiego trudniej nadepnąć…:)))

Rozglądając się, zauważyłam inną gromadę wojów…:)))

Pochodziliśmy sobie, pozaglądaliśmy tu i ówdzie. Jeszcze udało mi się porozmawiać z paniami z warsztatów tkackich. Pięknie było, ciepło, słonecznie. Ale… przyznaję, że troszkę tęskniłam za tym pustym Biskupinem… Trudno mi było odnaleźć tamten nastrój… Chyba jednak wolę ciszę… Wiem, że dla dzieci atrakcyjniejszy jest festyn. Chociaż… Synek powiedział, że on by ze mną przyjechał na warsztaty. Bo… chciałby zobaczyć dzikie króliki.:)))
Przy wyjściu, na parkingu jak zwykle wypatrzyłam jakąś piękność.:)))

I to by było na tyle. Koniec sezonu. Koniec festynów, festiwali, podróży w czasie do ukochanej epoki. Mam dwa albumy o Biskupinie, będę sobie czytać. Muszę poćwiczyć tkanie krajek, spróbuję prząść (to ostatnie to cienko widzę). A w przyszłym roku? No cóż, zobaczymy…:)

Pozdrawiam serdecznie:)
Grażyna

22 uwagi do wpisu “XXII Festyn Archeologiczny w Biskupinie – cz. 3

  1. Chciałam powiększyć tą samotną chatę i ten jej czubek ale się nie dało. Za to ta nad wodą, na podeście – moja wymarzona.
    Dobrze Grażko, że masz możliwość pobyć i w ciszy i w gwarze, to dopiero pełnia szczęścia.

    Polubienie

    • Ale wolę ciszę.:)
      Tę samotną chatę i inne znajdziesz w Urokach Biskupina (Moje wędrówki) – link po lewej stronie.
      To nad wodą było malutkie i dokładnie nie wiem co to było.

      Polubienie

  2. Wąskotorówkę pamiętam… Zdaje się, że dało się nią do Gąsawy dojechać, bo mnie znów tamto miejsce intryguje okrutnie dla przyczyny wiadomej… Pewnie, że jesienne nostalgie i wspominki mają swoją porę, ale przecie i jesienią się może jakie jeszcze trafią przyjemniejsze chwile…:)))
    Kłaniam nisko:)

    Polubienie

    • Fajniej jest jednak bez turystów.:))) Albo w umiarkowanych ilościach. Ten tłum zdecydowanie przytłacza. Ale pogoda była piękna, to ludzi ściągnęła.
      Serdeczności

      Polubienie

  3. Też mi przeszkadzają na takich imprezach tłumy. Trochę zazdraszczam rejsu po jeziorze, bo ja się wybieram na przejażdżdkę po Wiśle jak sójka za morze.
    „Piękność” upolowana ho, ho!

    Polubienie

  4. Super relacja!!!
    A mnie się jeszcze dodatkowo niektóre chłopaki tam podobały.- na tych zdjęciach oczywiście.
    Odebrałaś informację o wysyłce książki?
    Serdeczności
    🙂

    Polubienie

    • Bo też tam jest sporo fajnych chłopaków…:)))
      Odebrałam, miałam Ci napisać na pocztę, to napiszę tutaj.:) A potem przyślę maila, jak odbiorę przesyłkę i kolejnego z „recenzją”.:)))

      Polubienie

  5. Wypatrzona piękność faktycznie interesująca. To chyba Suzuki Boulevard C50 (cztery cylindry, chłodzenie cieczą, 800 cm pojemności itd., itp., etc.) czyli ładna sztuka 🙂
    Serdeczności dla Was z Krainy Loch Ness
    🙂

    Polubienie

  6. Wreszcie sobie spokojnie wszystkie trzy wpisy poczytałem i obejrzałem!
    Jako staremu zadymiarzowi dymy mi się podobały bardzo!!! 😉
    Walka na miecze też mi w młodości obca nie była i z tarczą, i bez tarczy! Łuk też miałem porządny, co to go mało kto naciągnąć potrafił i trafiałem z niego całkiem nieźle tam gdzie chciałem trafić, ale to było dawno, chociaż nie aż tak bardzo jak to pokazują w Biskupinie.
    Może kiedyś też się wybierzemy do Biskupina? Ale Chodlik jest nieco bliżej 🙂

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do ~Grażyna Anuluj pisanie odpowiedzi