No wreszcie ten Biskupin.:))) Zakończony sezon, najważniejsze imprezy już za nami, powoli się wszystko uspokaja. Teraz jeszcze był niezły zawrót głowy, bo u nas był Dzień Papieski, ale już po. Imprezę należy zaliczyć do szczególnie udanych.:)
Teraz do Biskupina.:) Oczywiście parę obrazków z podróży. Po drodze zatrzymaliśmy się na leśno-przydrożnym parkingu. Dosyć nietypowo usytuowanym, bo prawie na zakręcie. Po wyjściu z samochodu zobaczyłam jakąś wodę i znaki zakazu. Nieco zaniepokojona chwyciłam aparat i poszłam obejrzeć to z bliska. W porządku, nic groźnego. Nazwa mi się spodobała.:)
We Wrześni wreszcie udało mi się zrobić porządne zdjęcie woja. Przy oglądaniu go w komputerze ze zdziwieniem zobaczyłam tabliczkę. Tutaj tak wyraźnie nie widać, po powiększeniu okazało się, że jest to „Poraj Sławkowic, Założyciel Wrześni”. No proszę. Tyle lat faceta widuję i dopiero teraz się dowiedziałam, kto zacz.:)))
Dalej jest przy drodze karczma/gospoda/restauracja o wdzięcznej nazwie, też wreszcie zrobiłam zdjęcie. Ależ mam zaległości!:)))
No i wreszcie dotarliśmy. W tym roku był to jubileuszowy XXV festyn, więc atrakcji było mnóstwo. Nie było jednej tematyki, tylko było zebrane chyba wszystko z poprzednich lat. Udało nam się część zobaczyć, nie wszędzie dotarliśmy, dużo było rzeczy dla nas nowych. Nie było niektórych nam znanych. Cóż, przez niepełne dwa dni jest to nie do ogarnięcia. Ale było ciekawie, barwnie, wesoło, interesująco, intrygująco. Biegaliśmy trochę chaotycznie, ale dzięki temu sporo zobaczyliśmy.:) Ze względu na przegląd tematów, czasów, epok, strojów, plemion, narodów, grup społecznych, wojsk itp., napotykaliśmy często na szokujące zestawienia.:)
W wiosce wczesnopiastowskiej oczywiście przymurowało mnie przy warsztacie tkackim, którego otoczenie też było ciekawe. Obejrzałam sobie starannie, cierpliwie doczekałam się chwili, kiedy pani wstała i poszła sobie.:) Potem spojrzałam nieco dalej i zamurował mnie widok Indian. Przyznacie, że Indianie w wiosce z czasów Mieszka I to niezły szok.:)))
Później pobiegliśmy do osady łużyckiej. I tu się okazało, że bitwa jest. No trzeba było obejrzeć jak wojowie się tłuką, posłuchać szczęku mieczy i popatrzeć na malowniczo ułożonych… poległych.:)))
Następnym punktem była wioska indiańska. Niezwykłe bogactwo najróżniejszych przedmiotów. Dokładne obejrzenie tego było niemożliwe. Podziwiam osoby, które przygotowywały ekspozycję.:)
Indianom towarzyszyły wojska francuskie. Niestety nie powtórzę nazwy jednostki, bo pan mi ją powiedział w wersji francuskiej.:) Zapytałam go, bo mi się bardzo podobał niebieski mundur, z elementami o morskiej tematyce.:)
Wśród wielu wojów/wojowników/żołnierzy byli też Rzymianie. Między innymi.:) Sugeruję zajrzenie na stronę Biskupina i przejrzenie sobie programu i opisu atrakcji, które można było znaleźć. Aha – do Japonii nie dotarliśmy.:)
Oprócz turystów z aparatami i telefonami byli też zawodowcy od fotografii i filmów. Jeden nawet poszczuł drona na wojów.:))) Mieli z tym niezły ubaw, bo kiedy dron się obniżał, to malowniczo rozwiewał włosy wojowników.:)))
Po przejrzeniu programu zdecydowaliśmy się na obejrzenie pokazu orki pradziejowej. Przemogłam moją niechęć do schodów („O Boże smok! O Boże smok! O Boże SMOK!”) i poszliśmy. Na wstępie zachwyciło nas technologiczne osiągnięcie w chacie neolitycznej…:)))
Zafascynowało mnie źródełko, które biło tutaj już 6000 (sześć tysięcy!) lat temu. Trochę stara ta woda, no nie?:) Zajrzeliśmy do chaty, obejrzeliśmy szałas. I wreszcie doczekaliśmy się występu Apisa i Popisa.:) Przesympatyczny Opiekun zwierząt opowiadał o nich ciekawie, wyczerpująco, dowcipnie. Widać, że bardzo dba o swoich podopiecznych. Fascynujące i przepiękne zwierzęta. Warto było zobaczyć to na żywo, bo do tej pory widywałam taki pokaz jedynie na filmach.:)))
I to byłby koniec części pierwszej.:))) Naprawdę wybrałam niewiele zdjęć.:)))
Pozdrawiam serdecznie:)
Grażyna